Seria Dell Latitude znana jest doskonale na całym świecie z dobrych lub bardzo dobrych laptopów do zastosowań biznesowych. Niestety, praktycznie żadnemu producentowi nie udało się powtórzyć złotej serii i prawdziwej hegemonii IBM z ich doskonałymi Thinkpadami na odcinku walki o użytkownika i Dell nie należy do wyjątków.
Po (w większości) świetnych przedstawicielach linii piątej i szóstej, którzy nie należeli naturalnie do asów wzornictwa, nastąpił modny zwrot w kierunku jak najlżejszych i pracujących jak najdłużej na baterii notebooków, przy obniżeniu wydajności i zastosowaniu różnych kompromisów. Pierwsze modele siódemkowe, mimo odczuwalnego spadku mocy oraz braku porządnej karty grafiki, generalnie trzymały poziom. Zostały wyposażone w sprawdzone w boju i szeroko rozpowszechnione złącza stacji dokującej, dobry gładzik oraz klawiaturę, która nie była jeszcze li tylko parciem na modę w postaci wyspowej hybrydy ze sztuczną separacją niepotrzebnie zmniejszonych klawiszy oraz zmienionym ich mocowaniem, tylko nadal bardzo dobrym narzędziem do wprowadzania tekstu. Co ważne, touchpad był w pierwszych modelach nadal dosyć dobry, niemal porównywalny z Macbookowym.
Niestety, musiał nastąpić progres, a według mnie regres i zarówno gładzik jak i klawiatura uległy dalszej znacznej deformacji. O ile panel dotykowy działa po prostu gorzej – jest mniej czuły, jego regulacja za pośrednictwem oprogramowania firmowego jest dziwna i po prostu nieskuteczna, o tyle klawiatura to już porażka. I tutaj muszę się zatrzymać na dwie uwagi. Pierwsza dotyczy oczywistego wpływu przyzwyczajeń, czyli pisania na standardowej klawiaturze, która nagle ulega zmianie. Tak, to ma znaczenie, nawet duże, ale jeśli ktokolwiek przesiadał się z historycznie ugruntowanego układu klawiatury na popularnej marki laptopach dobrej klasy na klawiaturę nowożytnych Macbooków czy Thinkpadów (Lenovo) i mógł się łatwo przystosować lub nawet polubić te klawiatury a na jakiejś konkretnej nie jest w stanie wydajnie działać – to jest to właśnie taka sytuacja, jaka ma miejsce z modelami 7480 (oraz bezpośrednimi poprzednikami z linii). Na duży negatyw, zapewne nie wspominany na anglojęzycznych portalach traktujących o tym sprzęcie ma wpływ problem z wprowadzaniem polskich znaków diakrytycznych. Jakimś przedziwnym zbiegiem okoliczności niemrawy i nieczuły touchpad doskonale współgra z niemrawą i nieczułą klawiaturą – zwłaszcza w zakresie pisania wszelkiej maści liter z „polskimi ogonkami”. Jest to zmora, której nie potrafią zniwelować żadne sterowniki i ustawienia. Po prostu zamiast pływać palcami po klawiaturze należy raczej siermiężnie akcentować większość wprowadzanych znaków by uzyskać jako-taką płynność pisania.
Niskonapięciowy procesor, brak wydajnej karty grafiki oraz cała architektura zogniskowana na oszczędzaniu energii w oczywisty sposób wyeliminowały najnowsze biznesowe laptopy spod znaku Latitude z zastosowań innych niż praca biurowa oraz multimedia. Niestety brak porządnego złącza stacji dokującej oraz gniazda VGA i zastąpienie tego bardzo drogą stacją na interfejsie USB typ C oraz przejściówką HDMI-VGA (generującą paskudny obraz z przekłamanymi kolorami) i na tym polu pozostawia spore niedomagania. Piszę oczywiście o praktyce a nie o świecie idealnym, w którym wszystkie monitory oraz projektory mają odpowiednie złącza a zasobność portfeli firmowych wystarcza na stacje dokujące po 800 zł za sztukę.
O ile modele wyposażone w większy 14 calowy ekran, czyli na przykład opisywany 7480 są rzeczywiście cienkie, lekkie, zgrabne i dosyć dobrze wyważone, o tyle na kolejne „niestety” zasługują mniejsze modele z 12’5 calowym wyświetlaczem, które ze względu na źle opracowaną klatkę potrafią przełamywać się na rogach przy nieumiejętnym ich przenoszeniu (klasyczne, bezmyślne i byle jakie chwytanie za róg otwartego laptopa w celu jego przeniesienia). Dotyczy to zresztą i poprzedników. Ta rzecz jest niedopuszczalna na półce z takim sprzętem i naprawdę zaskakuje.
Z pewnością da się powiedzieć kilka rzeczy pozytywnych o tym modelu (długa praca na baterii, wspomniana wyżej dobra bryła opisywanego L7480 oraz inne cechy fizyczne wliczając w to bardzo dobry zawias, czy złącze USB-C z Thunderboltem 3 na pokładzie) zwłaszcza na podstawie szybkich testów, ale w codziennym użytkowaniu nie jest różowo. Poza powyższymi wyjątkami oraz kilkoma innymi, o których nie wspomniałem lub osobiście nie dostrzegłem, na minus zaliczyć trzeba szereg problemów z łącznością (Windows 10 – Wifi – GSM – RJ45), które objawiają się nie do końca kontrolowanym i przewidywalnym zachowaniem tych elementów, czyli niezrozumiałym samoczynnym włączaniem się, wyłączaniem bądź znikaniem podzespołów. Przy tej okazji, trudno nie wspomnieć o niesamowitym gnieździe łączności kabelkowej, czyli RJ45, którego rachityczność, możliwość uszkodzenia oraz zawodność polegająca na trudnościach we wkładaniu, wyjmowaniu a nawet zakleszczaniu się wtyczki przewodu jest czymś kompletnie niezrozumiałym, wręcz nierealnym. Nie wiem, jak można tak karać użytkowników biznesowych, którzy pracują przecież w różnych warunkach i gotowi są zapłacić pięć, siedem czy nawet dziewięć tysięcy złotych za ten sprzęt.