Tak naprawdę korzystamy z przestrzeni wirtualnych już od wielu lat, jednak prawdziwy rozkwit dopiero nadchodzi. W obecnym czasie jest już do wyboru wiele rozwiązań autonomicznych, (w sensie rozproszonych usług składowania lub obróbki danych) i mocno scentralizowanych pakietów. Osoby prywatne już od lat korzystają z usług typu cloud storage (na potrzeby backupu i synchronizacji danych) za pośrednictwem tak popularnych produktów jak Dropbox, Live Mesh (zastąpiony obecnie przez Windows Live Mesh i wrzucony do koszyka aplikacji/usług rodziny Live Microsoft), czy wielu innych oferowanych przez Google (Gears, Picasa, Docs) lub Adobe (Air, SendNow). Poruszamy się naturalnie cały czas w obrębie Desktop Software i Consumer Web, gdzie nie sposób nie wspomnieć o całej gamie komunikatorów i usług z nimi powiązanych, skierowanych nadal głównie do klienta indywidualnego (Yahoo! IM, Skype, Messenger, eBay TurboLister etc.). Firmy mają nieco inne potrzeby komunikacji i zupełnie inne potrzeby składowania oraz wykorzystania i dostępu do danych. Ogólnoświatowa klasyfikacja podmiotów gospodarczych, której oczywiście hołdują tacy potentaci jak IBM czy Microsoft, jest w polskich warunkach mało przydatna, ponieważ w naszym kraju struktura przedsiębiorstw (pod względem zatrudnienia) jest niemal tak płaska jak stół – przytłaczająca większość firm mieści się w przedziale Small Business. Czy poza odsłonięciem prawdziwej twarzy i charakteru rodzimego potencjału gospodarczego fakt ten niesie ze sobą jakieś ograniczenia? Niewielkie, na szczęście już niewielkie i w zasadzie najbardziej dotyczące zakupu dużych systemów uznanych potentatów, czy bardziej autorskich rozwiązań szytych na miarę, które po prostu „muszą” kosztować…
Jeszcze dekadę temu wielkość i możliwości finansowe firmy decydowały o jej możliwościach rozwoju informatycznego. Nie piszę tutaj o detalach, w sensie rodzaju czy formy finansowania, ale o samej możliwości inwestowania w system wspomagania biznesu lub wykorzystanie wczesnych usług umiejscowionych w chmurze. Backup danych, systemy CRM, outsourcing zarządzania infrastrukturą czy przetwarzanie danych en masse, które mieściły się w strefie Enterprise Software czy też pierwszych usług typu SaaS (software as a service – tak naprawdę to po prostu zakup możliwości wykorzystania wirtualnie umiejscowionych gotowych programów i systemów oraz ich łatwego dopasowania do bieżących potrzeb) świadczonych przez gigantów spod znaku IBM, Lotus czy Oracle były i są po prostu bardzo drogie – stworzone przecież dla dużych, korporacyjnych odbiorców. Od wielu lat na świecie (a u nas tak naprawdę od dwóch-trzech) pojawiła się możliwość częściowego, a dla niektórych małych przedsiębiorstw niemal całkowitego, zatopienia się w chmurze.
Oprócz wyżej wspomnianego SaaS w grze musi brać udział PaaS (platform as a service – w skrócie: środowisko do tworzenia i udostępniania aplikacji) i IaaS (infrastructure as a service – tworzenie i użytkowanie powiązań komunikacyjnych między wykorzystywanymi aplikacjami i systemami – w praktyce jest to po prostu gotowa do użycia baza sprzętowo-systemowa zapewniana przez dostawców-providerów lub firmy hostingowe), ale nie ma nic za darmo i wykorzystanie całego potencjału wspomnianych usług wychodzi daleko poza potrzeby i możliwości typowych firm założonych i prowadzonych przez Kowalskich. Zresztą, tak nawiasem mówiąc, traktuję niektóre najświeższe trendy jak pozbawionych subtelności zwiadowców wysłanych z misją przez producentów, takie webowe papierki lakmusowe, które służą wybadaniu rynku i jego potrzeb na pewne nowe lub tylko umiejętnie zmiksowane usługi.
Skupmy się zatem na czymś, co jest już dobrze umocowane w naszej świadomości, mocno eksploatowane w codziennej pracy i coraz lepiej oprogramowane i dostępne w wirtualnym świecie. Nie kryję się ze swoją sympatią dla rozwiązań made by Microsoft, ale tak naprawdę, dla Small Businessu nie ma zbyt wielu alternatyw a wyróżniona przeze mnie firma, w istocie jako jedyna obecnie, oferuje najbardziej kompleksowe, niezawodne i w miarę dostępne rozwiązania. Zanim jednak wspomnę o tym, co jest dosyć dobrze znane, czyli z czego składa się chmura proponowana przez Microsoft, pokuszę się o kilka skrótowo nakreślonych scenariuszowych rozwiązań, które na dzień dzisiejszy postrzegam jako elementarne kierunki działań, wykorzystywane lub mogące być wykorzystane w segmencie SMB.
Polskie przedsiębiorstwa, niestety nadal zależnie od profilu prowadzonej działalności, prezentują bardzo różny stosunek do zagadnień technologii przetwarzania informacji. Piszę „niestety”, ponieważ w dzisiejszym świecie, niezależnie od tego, czy produkujemy paszę dla zwierząt, odzież ochronną, prowadzimy mały sklepik z zabawkami czy świadczymy jakiekolwiek usługi, powinniśmy w sposób świadomy i odpowiedni dla danego biznesu podchodzić do spraw zarządzania informacją, dokumentacją, ich przetwarzania i zabezpieczania – słowem: do wszelkich zagadnień informatycznych związanych z danymi należy podchodzić co najmniej z taką samą pieczołowitością, jak do całej papierowej dokumentacji, z którą tradycyjnie obchodzimy się jak z jajkiem. Swoją drogą to ciekawy stereotyp i dobry, wręcz podręcznikowy przykład zacofania mentalnego, szeroko pokutującego w głowach naszych (i obcych też) menedżerów różnego kalibru. Dokumenty papierowe (zazwyczaj będące oczywiście wydrukami elektronicznych dokumentów), zaraz po wydrukowaniu nabierają jakiejś magicznej mocy i znaczenia, które z drugiej strony jest tak bardzo lekceważone dla całej wirtualnej treści – wszystkiego co z takim mozołem jest tworzone i składowane gdzieś tam – nie wiadomo do końca gdzie, na magnetycznych czy optycznych nośnikach danych. Mimo próśb, a niekiedy i ostrożnie dozowanego czarnowidztwa (najczęściej pochodzącego od pracowników działów IT lub garstki bardziej świadomych użytkowników), które firmy tak naprawdę mają opracowaną i przetestowaną pełną politykę disaster recovery, czy chociażby stosują się do kilku prostych i żelaznych zasad składowania i archiwizacji danych? Z praktyki wynika, że bardzo niewiele – osobiście sądzę, że mniej niż 20 procent firm posiada jakieś wdrożone procedury disaster recovery, a mniej niż co trzecie przedsiębiorstwo dba o składowanie danych w zabezpieczonych, fizycznie innych lokalizacjach niż siedziba przedsiębiorstwa.
Wtrącona powyżej dygresja, wbrew pozorom, ma olbrzymie znaczenie, jeśli wziąć pod uwagę kryteria i sposób w jaki podchodzi się w Polsce do spraw rozwoju i utrzymania odpowiedniego poziomu informatycznego przedsiębiorstwa. A co ze scenariuszami wykorzystania chmury? Trudno tutaj wymyślić coś nad wyraz oryginalnego i generalnie widzę trzy możliwości. Pierwsza to ostrożne i w miarę potrzeb postępujące, bardzo precyzyjne wykorzystanie chmury w zakresie kopii zapasowych oraz współpracy/wymiany danych przez oddziały firmy czy pracowników. Druga możliwość, to świadome tworzenie mieszanego środowiska (dotyczy to zwłaszcza firm z rozbudowaną infrastrukturą hardware-software), w którym mariaż z chmurą w pierwszej kolejności powinien dotyczyć brakujących lub źle działających funkcjonalności. Trzecia, to oczywiście całkowite zatopienie się w chmurze z pełnym lub ograniczonym zabezpieczeniem tradycyjnego zaplecza i danych. A od czego zależy to, jaki wariant wybrać? Po pierwsze od długości czasu istnienia podmiotu gospodarczego (rozpoczynanie czy kontynuacja z zastanym bagażem posiadanych zasobów), dobrego rozeznania bieżących i przyszłych potrzeb (krótkoterminowy i długoterminowy plan rozwoju, specyfika branży i działalności pracowników) oraz zdolności i możliwości wyboru najkorzystniejszych form finansowania całości lub poszczególnych etapów przedsięwzięcia. Prawda, że proste…
Co oferuje w chwili obecnej chmura Microsoftu do której możemy sięgnąć znad Wisły? Do wykupienia, na zasadach subskrypcji, są podstawowe usługi online w postaci: Exchange (poczta, kalendarz etc.); Sharepoint (współpraca i wymiana danych); Office Communications (komunikacja); Dynamics (system CRM); Office Live Meeting (zdalne spotkania i prezentacje); Intune (zarządzanie parkiem komputerów) lub cały pakiet w postaci Business Productivity Online Suite składający się z czterech elementów wymienionych powyżej, czyli Exchange, Sharepoint, Office Communications oraz Office Live Meeting.
Już niebawem do tego poletka Microsoft wrzuci najnowszy produkt zwany Office 365 oraz Lync. Biuro za garść dolarów nabierze nowych możliwości – bieżące składniki cloud computing tej firmy ulegną w niektórych sektorach znacznemu rozwojowi poprzez upgrade do najnowszych wersji (na przykład zrównanie wersji oferowanych serwerów do wersji pełnych produktów, które pojawią się na rynku) czy mocne rozwinięcie obecnej funkcjonalności (video konferencje, rozwój komunikatora i jego dalsza integracja z innymi usługami – Lync).
Nie mogę powiedzieć by bujanie w chmurze było dla wszystkich SMB (niekiedy, przy dobrze osadzonym i działającym organizmie spełniającym wszystkie potrzeby funkcjonalne, mogłoby to być wprowadzane nieco na siłę), ale z pewnością nie mogę też powiedzieć, by było dla nikogo – to kompletna bzdura, zwłaszcza biorąc pod uwagę potrzeby pracowników mobilnych czy odbiorców indywidualnych, dla których jest to obecnie prawdziwe eldorado możliwości i dostępu do danych. W obecnym stanie rzeczy opowiadam się za umiejętną symbiozą, zależną od stanu posiadania, pożądanego stopnia zabezpieczenia danych i przede wszystkim potrzeb funkcjonalnych danej organizacji.
W ostateczności, chmurę można potraktować jak nowoczesną, bezduszną ale niemal niezawodną, wysoce zunifikowaną ale jednak szybką i dobrze dostępną, formę żywienia. Ręka do góry, komu potrzebna kuchnia w domu lub kanapki w plecaku, skoro niemal wszędzie można wstąpić do baru szybkiej i taniej obsługi lub zamówić dostawę pizzy pod wskazany adres?