Conqueror A.D. 1086
kategoria: taktyczno-zręcznościowa przygodówka
W powodzi nowych tytułów, które zalewają rynek gier, zdarzają się produkty bardzo dobre, przeciętne i beznadziejne. Mam zaszczyt przedstawić grę bardzo dobrą, tak smakowitą, że można ją konsumować na śniadanie, obiad i kolację. Ta gra to Conqueror A.D. 1086 wydana niedawno przez Sierrę. Czy na jednym samotnym krążku CD (i to w dodatku zapisane tylko na dwustu kilkudziesięciu megabajtach) może znajdować się coś wyjątkowego, wybijającego się ponad przeciętność? Może. Zagubiony w klimacie średniowiecza, pełen nostalgii, ale i dynamizmu Conqueror jest na to dowodem. Ta gra to naprawdę miły i niezwykle namiętny, nieformalny remake sławnego Defender of the Crown. Dla ludzi nieco dłużej zakorzenionych w świecie komputerowych gier, którzy wychwalali walory starego Defendera wszystko będzie jasne – to musi być coś! Dla innych, przytoczę przykład Dune II i jej następcy Command & Conquer, chociaż porównanie tych dwóch tandemów, biorąc pod uwagę ilość i jakość wprowadzonych zmian, wypada nieporównanie korzystniej dla średniowiecznych rębajłów, niż uzbrojonych po zęby nałogowych zbieraczy przyprawy. Conqueror budzi nas nastrojowym, nieco oszczędnym, ale za to bardzo subtelnym pod względem graficznym, wstępem, któremu towarzyszy niezwykle sugestywny głos narratora. Głos, który już po kilku sekundach rozbrzmiewa w naszych uszach przypominając dawne surowe czasy rycerzy i łotrów, cnotliwych księżniczek i wyuzdanych karczmarek. Po chwili, ten sam głos (ze względu na barwę i dykcję niechybnie należący do jednego z licznych braci Sean’a Connery) i wciągający nas coraz bardziej nastrój, przypominają nam znane superprodukcje filmowe, wśród których gdzieś migną chyłkiem Krzyżacy, w cieniu zamajaczy sroga, ale szlachetna postać króla Ryszarda, a na ogromnym płaskowyżu zawyje w bitewnym uniesieniu Waleczne Serce. Taką obietnicę zawiera w sobie wprowadzenie do gry i taką nadzieję niesie ze sobą wspaniała, refleksyjna, ale jednocześnie pobudzająca do działania, przepiękna melodia towarzysząca głównemu menu. Nawiasem mówiąc, jest to jeden z najpiękniejszych tematów muzycznych (stylem przypominający bardzo dobrze dobraną do treści muzykę filmową) , jakie słyszałem w ostatnich czasach. Ten instrumentalny utwór mówi o tym, że nadszedł czas porzucenia żony i dwójki oddanych nałożnic, że nadszedł czas by chwycić za miecz, podnieść z podłogi starą wysłużoną tarczę, wyjść przed dom i stanąć w promieniach jasnego światła, które wskaże drogę próby naszego męstwa i wytrwałości. Drogę, która wiedzie przez fałszywy świat pełen obłudy, łotrostwa i gwałtu. Jesteś na to przygotowany? Przypuszczam, że tak. Przynajmniej jeśli chodzi o komputerową symulację tego świata…
Conqueror A.D. 1086 to połączenie przygody, strategii i zręczności. Jak na jedną grę to naprawdę dużo. Wiem, ale wydaje się, że gra ta nie jest kolejną, nieudaną, rozrośniętą hybrydą, a po prostu dużą, porządną grą, w której można poszaleć. Główne menu zawiera pełen garnitur opcji, które warto pokrótce omówić. Jest w nim szereg standardowych pozycji konfiguracyjnych dotyczących zapisu i odczytu, muzyki, dźwięku, odtwarzania animacji i filmów, ale jest w nim także opcja treningu, która pozwala zapoznać się z wojennym rzemiosłem i opracować własny sposób postępowania w określonych sytuacjach. Te „sytuacje” dotyczą pojedynków toczonych na turniejach (stare, ale jare); regularnej wojny na polu bitwy (czysta taktyka z odrobiną zręczności); ćwiczenia w dowodzeniu i walce małych, kilkuosobowych oddziałów (coś świeżego i bardzo emocjonującego); oraz zdobywania zamków, a konkretnie walki i sterowania małego oddziału w zamkniętych i nieznanych pomieszczeniach (byłem zaskoczony iście średniowieczną i bardzo sprawnie zrealizowaną odmianą Doom). Przed rozpoczęciem gry, nowy gracz musi zdefiniować swojego reprezentanta. Ten fragment jest zaczerpnięty z głebokiego rpg i niczym nie odbiega od schematu. Do dyspozycji jest pięciu rycerzy, każdy z odmienną charakterystyką, jeden rycerz-niespodzianka (z cechami psychofizycznymi ujawniającymi się dopiero po dokonaniu selekcji) oraz naturalnie możliwość wprowadzenia własnego zawodnika, któremu wartości siły, zdrowia, odporności i kilku pozostałych cech wylosuje komputer, za naszą, rzecz jasna, akceptacją. Jeśli grający zdecyduje się na to ostatnie wyjście, jego bohater będzie miał szesnaście lat i szereg trudnych zadań do wykonania (przedstawionych w formie szybkiego testu), których odpowiedni wybór może zaprocentować podniesieniem wartości niektórych cech. Jakkolwiek nie zakończyłby się ten wstępny etap, to jest to jednak tylko niewinna przygrywaka do prawdziwej batalii, która nas czeka. W Conqueror można grać na dwa sposoby (nierozdzielone jednakże w żaden fizyczny sposób przez autorów). Pierwszy polega na bardziej strategicznym i planowym trawieniu żywota, który polegać będzie w głównej mierze na zdobywaniu i rozbudowywaniu potęgi militarnej i gospodarczej. Drugi natomiast opiera się na schemacie rycerza-wędrowcy (marzyciela-idealisty, walecznego pierdoły, lub jak kto woli niedorozwoju zakutego w żelazo), który walczy ze smokami (średnia przyjemność), ochrania niewinnych (nobilitujące, ale mało atrakcyjne) i ratuje niewiasty (interesujące i pikantne, ale chyba bardziej te kilkaset lat temu w prawdziwym świecie). Grający ma możliwość podróży po terenie prawie całej średniowiecznej Wielkiej Brytanii, która usiana jest zamkami, osadami i wszelkimi niespodziankami jakie może sprawić przyroda i człowiek. Wędruje się więc przez pola i lasy, bagna i uroczyska. We wsiach i przyzamkowych miasteczkach odwiedzić można (nawet trzeba) między innymi kościół, oberżę, lichwiarza i kowala. Ten ostatni ma nam do zaoferowania imponujący wybór broni i pancerzy. Na początku gry mamy do dyspozycji tylko marne odzienie (nie chroniące nawet przed ukąszeniem osy), płytki hełm pieszego wojownika, słabiutką tarczę i standardowy miecz rycerski (ten element wyposażenia jest akurat całkiem niezgorszy, ale nie na wszystkie okazje). Aby dobrze i bezpiecznie się bawić trzeba modernizować posiadany sprzęt. Z braku sześciolufowych karabinów maszynowych i wyrzutni rakiet, trzeba zadowolić się galerią narzędzi rzeźnych, w których skład wchodzą różnej maści siekacze oraz topory i sztylety. Grając w Conqueror nie należy lekceważyć doboru odpowiedniej taktyki i środków walki (duży plus tego programu, znacznie podwyższający jego jakość i poziom), ponieważ gra toczy się w zmiennych warunkach i wymaga bardziej korekcji oraz dostosowania własnych posunięć do zaistniałej sytuacji, niż wypracowania jakiejś uniwersalnej metody. Czy Conqueror A.D. 1086 to sam miód? Zapewne nie, ale dla tych wszystkich, którzy kochają tego typu gry i pragną przez jakiś czas powdychać czystego powietrza przesyconego zapachem krwi, będzie to prawdziwie rajski owoc.