O Lockerze sporo było pisane, nawet ja wspominałem o pierwszym szyfrowanym modelu z tej serii – nowa odsłona to przede wszystkim nowy design (w tym śliczna i wytrzymała metalowa obudowa), nawet całkiem ładny, gdyby nie staroświecka czapeczka, którą naprawdę powinno się już jakimś ukazem wyplenić z rynku.
Z ważniejszych rzeczy, warto wspomnieć o dwuwarstwowej automatycznej ochronie danych, czyli połączeniu sprzętowego szyfrowania z mocnym hasłem, które kilkukrotnie źle wprowadzone automatycznie wymazuje zawartość nośnika – po 10 nieudanych próbach pamięć jest blokowana i formatowana. Przyznam, że bardzo lubię takie kompleksowe rozwiązania – ten osobliwy triumwirat to (na dzisiaj) według mnie jedyne rozsądne i tanie rozwiązanie zapewniające bezpieczeństwo przenoszonych danych. Dodatkowym atutem jest fakt, do obsługi mechanizmu szyfrowania nie trzeba instalować żadnej aplikacji zarówno na komputerze z systemem Windows jak i MAC OS.
Niestety mimo zastosowania USB 3.0 parametry nie są powalające (odczyt oczywiście na poziomie około 80 MB/s, ale zapis już tylko 10 MB/s), ale bolączka ta dotyka wszystkich szyfrowanych sprzętowo urządzeń. Osobiście jestem w stanie to zaakceptować, ale jeśli ktoś musi często przewalać grube gigabajty danych, to może okazać się nieco frustrujące i lepiej zastosować na przykład przenośny dysk twardy.
Kingston Locker+ G3 jest oczywiście zbudowany na bazie standardu USB 3.0 i dostępny jest w pojemnościach od 8 do 64 GB. Cena najtańszego dysku to koszt niecałych pięćdziesięciu złotych a najdroższego w granicach dwustu pięćdziesięciu złotych.