Red Baron II
Kategoria: symulator lotniczy – I Wojna Światowa
Czy jesteście sentymentalni? Z pewnością… Jeśli nawet nie odkryliście w sobie tego dotychczas, to pomoże Wam w tym nowa odsłona starego, poczciwego Red Barona. Sierra długo kazała nam czekać na drugą część tej podniebnej strzelaniny z okresu I Wojny Światowej, ale to co ujrzało światło dzienne po kilku długich latach prawdopodobnie Was nie zawiedzie. Ogromny realizm symulacji lotu i bardzo staranne wykonanie to zasadnicze atuty tej gry. Kilkadziesiąt dostępnych samolocików, spora garść danych na temat ich własności technicznych i lotnych, baza danych asów lotniczych czterech walczących mocarstw oraz ogromny kawał zdigitalizowanej ziemi, którą można oglądać z lotu ptaka uzupełniają obraz nowego Barona i nadają mu właściwy wymiar. Możliwość rozgrywania długich jak szalik dziadka kampanii, oraz (naturalnie) nieskończona ilość pojedynczych, acz bardzo ciekawych i czasem naprawdę złożonych, misji gwarantuje długie tygodnie przyzwoitej rozrywki. Każda konstrukcja lotnicza, która została zaimplementowana w grze poza gustownym wystrojem (karabiny maszynowe, obicie fotela babci i zestaw budzików) różni się od pozostałych sposobem reakcji na zmieniające się warunki lotu, odpornością na uszkodzenia oraz mocą i wytrzymałością silników. To fascynujące, w jak różny sposób można przeżyć tę samą (podobną) sytuację siedząc za sterami różnych maszyn. Osobiście preferowałem siłę ognia i wytrzymałość nad zwrotność i szybkość (taka alogiczna, własna maniera komputerowych symulatorów z czasów I wojny) bazując na doświadczeniach zdobytych podczas zabawy w średniowiecznych rycerzy z kopiami pędzących na siebie niczym dwa tarany. Samoloty bombowe, rozpoznawcze i myśliwskie – wszystko to tańczy i krąży po niebie niczym pszczółki w poszukiwaniu zbawiennego nektaru. Sakramentalne „kto kogo?” nabiera w Red Baron II nowego znaczenia jeśli weźmie się pod uwagę, że w bitwach powietrznych może brać udział nawet kilkadziesiąt maszyn, że można grać przeciwko innym „żywym” przeciwnikom, których zachowanie jest bardziej nieprzewidywalne niż starego komputerowego oponenta. W grze nie znalazło się miejsce na zastosowanie wszędobylskich akceleratorów grafiki 3D, ale nawet pomimo tego nie jest źle. O ile roztaczający się wokół krajobraz, lecąc na małych wysokościach, może niekiedy przypominać koszmarnie kanciastą postmodernistyczną makietę z wielobarwnego kanciastego szkła, to już aktywne elementy wystroju (zabudowania, pojazdy) prezentują się całkiem dobrze. Samoloty są wspaniałe, ze swoimi charakterystycznymi kształtami i (w niektórych przypadkach) dość krzykliwym kamuflażem. Latając w Red Baron II można poczuć powiew wiatru na policzkach, osobliwą świeżość i radość. Otwarta przestrzeń, niewielka szybkość i to coś nieuchwytnego, co odróżnia symulatory z okresu I wojny od wszystkich innych symulatorów… Coś co zauroczyło setki tysięcy ludzi już przy okazji gry w oryginalnego Barona.