RESIDENT EVIL
kategoria: strzelana przygoda z horrorem
Przyzwyczailiśmy się już do tego, że najlepsze tytuły z PC są często „przepisywane” na różnej maści konsole, by cieszyć ich (najczęściej) młodocianych właścicieli. Jak się wydaje należy również powoli przyzwyczajać się do odwrotnego procederu, mianowicie migracji najlepszych konsolowych gier na platformę PC. Takim przykładem jest właśnie Resident Evil – gra, która łączy w sobie elementy przygodówki (eksploracja terenu, rozwiązywanie zagadek i układanek), strzelaniny (pistolet, strzelba i nóż do dyspozycji w szeregu sprowokowanych potyczek) i horroru (zombie, zombie i jeszcze raz zombie na drodze naszego bohatera). Mało znana firma Capcom wydająca pod skrzydłami Virgin zaserwowała nam coś, co wedle zapowiedzi miało być przede wszystkim horrorowatą strzelaniną a okazało się żwawą przygodówką z elementami zręcznościowymi i dużą ilością wystrzałów, zatopioną w mroczno-krwistym światku żywych trupów i innego paskudztwa. Zgodnie z najnowszą modą (kupujcie karty 3Dfx albo do końca życia grajcie sobie w pacmana) gra przeznaczona jest dla posiadaczy kilku najpopularniejszych akceleratorów grafiki 3D (w tym – o dziwo! – chyba ze względów prestiżowych „zaszczytu” takiego dostąpiła karta Mystique nieocenionej firmy Matrox). Tak więc, pomijając już samą ideę hybrydowych usprawnień wykorzystujących nieśmiertelną zasadę „systemowej protezy” dostajemy do ręki grę, która po spełnieniu przez nas wstępnych warunków (odpowiednia karta, wystarczająca ilość wolnego miejsca na dysku twardym, szybki procesor i dużo pamięci typu RAM) może zapewnić długie godziny ciekawej rozrywki. Po długim, aczkolwiek nie najgorzej wprowadzającym w nastrój, wstępie do gry, podczas trwania którego dowiadujemy się o szeregu niewyjaśnionych okropności jakie nawiedziły pewne ciche i spokojne (aż do tej chwili) miasteczko, oraz o zaginionym zespole komandosów, który przepadł bez wieści próbując rozwikłać zagadkę, lądujemy (dosłownie w śmigłowcu) w samym środku akcji. Po niezbyt udanym występie na moczarach (strefa zrzutu), gdzie ginie kilkoro towarzyszy broni rozszarpanych przez tajemnicze (mieszanka wściekłego psa z krokodylem) bestie, ocalała ekipa kieruje się do pobliskiej posiadłości, która stanowić będzie teren właściwej rozgrywki. Reszta jest już łatwa do przewidzenia: penetracja pomieszczeń wybranym przez nas bohaterem, rozwiązywanie napotkanych zagadek i walka z naprawdę trudnymi do ukatrupienia potworami. Pewnym ciekawym akcentem jest wybór bohatera, który będzie pod naszym czujnym okiem „eksplorował” (ach te słówka…) teren posesji. Do dyspozycji jest facet-żołnierz i baba-żołnierz. Jeśli zdecydujemy się na samca, naturalnie będziemy pozbawieni lepszej broni (na początku gry), przeciwnicy będą trudniejsi do unicestwienia a przeszkód (zamknięte drzwi, zagadki) na naszej drodze będzie po prostu więcej. Oooooooo, ale decydując się na seksowną samiczkę (a’la Lara Croft) mamy wszystko w nosie! Dziewucha „z mostu” ma na swym wyposażeniu dziewięciomilimetrowy „beret” (od kilku lat jeden z najlepszych, najpiękniejszych, najmodniejszych i nawiasem mówiąc moich najulubieńszych pistonaszy), który z prawdziwie włoską galanterią pozbawia życia kolejnych naprzykrzających się i śliniących (też bym się ślinił będąc sam na sam z taką wojowniczą samiczką) potworów. Poza tak namacalnymi korzyściami płynącymi z wyboru pozornie błahej sprawy jaką jest płeć, decyzja powyższa ma bezpośredni wpływ na tok dalszej gry. Nie jest to co prawda jakaś zasadnicza różnica, ale sama penetracja i sposób rozwikłania „problemu” jest jednak nieco inny. Dzięki temu po przejściu gry jedną postacią warto zatopić się w świecie zdominowanym przez parszywych zombie pod przykryciem drugiego bohatera. Resident Evil to gra posiadająca dobrą grafikę, zadowalające efekty dźwiękowe związane z akcją i godne wysłuchania, podkreślające klimat odgłosy i oprawę muzyczną. Jest to gra, która balansuje na styku przygodówki, strzelaniny i horrorowatego interaktywnego filmidła. Niestety trzeba lubić wszystkiego po trochu, aby czuć się w pełni usatysfakcjonowanym zakupując ten produkt. Zarówno zwolennicy beznamiętnego naciskania spustu jak i fanatycy klasycznych przygodówek nie będą w pełni szczęśliwi z posiadania Resident Evil. Na szczęście, przeciętny gracz jest podobno w połowie żądnym krwi maniakiem, w jednej trzeciej łowcą przygód, w jednej czwartej pełnym seksualnego pożądania brutalem a tak naprawdę kocha i TO i SIAMTO czyli Resident Evil może mu przypaść do gustu.